poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Sezon ogórkowy

Rozmyślam nad przysłówkiem, który określiłby jak to się teraz wszystko odbywa. Musiałby skwitować ostre przejścia pomiędzy życiowymi etapami, przeprowadzki, wyrzucanie na śmietnik i z głowy balastów, a zarazem spędzanie nowych. Przewartościowanie, gotowanie obiadu, patrzenie w sufit i frustracje. Trzynaście i pół kilograma siostrzenicy i jej kojącego śmiechu. Napięte oczekiwanie na zmianę i jednocześnie głęboki, bezpieczny sen w towarzystwie najwłaściwszej pod słońcem osoby. Karcenie samej siebie, nerwobóle codziennie przed dwudziestą pierwszą, czytanie artykułów o pogoni za sukcesem. Otwarte pliki tekstowe, zgubione kropki, urządzanie życiowej przestrzeni, łaknięcie natłoku spraw. Tak to się wszystko odbywa, latem, w sezonowym, nieznośnym przestoju, który podnosi co roku ciśnienie mojej krwi, a który, koniec końców, wychodzi mi zawsze na dobre, na normalne, na spokojne.

niedziela, 25 grudnia 2011

BN

Bezśnieżne mamy w tym roku Święta. W naszym mieszkaniu o atmosferze stanowiły resztki śledzia i trzydziestocentymetrowa choinka; w naszym domu masa ozdób, jedzenia oraz moi rodzice. Szukanie swojego miejsca i zakorzenienie się w nim na dobre nie udaje się w zasadzie wcale, skoro wciąż trzeba być rozkraczonym pomiędzy miastami i rodzinami. Pomyślałam jednak niedawno, że jeśli zakupy robi się zawsze dla więcej niż jednej osoby i, może niecodziennie, ale jednak zwykle, ktoś krząta się w pobliżu o różnych porach doby, to jest to namiastka, może nawet część, prawdziwego domu. Na następny rok, życzę sobie naprawdę sporo, jako że ma być to rok pracowity i ważny, więc oszczędzę, ale Wam nie wypada życzyć nic innego, jak szczęśliwości. A tym, którzy odwiedzają tę stronę, by się dowiedzieć, co słychać, życzę, żeby sięgnęli po telefon i zadzwonili, bo blog to mierne źródło jakiejkolwiek informacji.

Uściski

sobota, 12 listopada 2011

Poezja w Starym Kinie

19. listopada w Poznaniu odbędzie się wieczór poetycki Joanny Dziwak, Kuby Sajkowskiego i autorki tegoż bloga. Spotkanie rozpocznie się o 18.00 w klubie "W Starym Kinie", przy ul. Nowowiejskiego 8, a całość poprowadzi redaktor naczelny Zeszytów Poetyckich, Dawid Jung.

Zapraszamy!

sobota, 8 października 2011

przyszła jesień i nie ma na to rady

Mam dużo przemyśleń na temat samotnego mieszkania. Na przykład takie, że nikt mnie nie uratuje, jeśli zaczadzę się pod prysznicem, ponieważ mam stary junkers, a pan przyjdzie go wymienić dopiero w czwartek. I że bezsensownie chodzę po mieszkaniu włączając i wyłączając różne światła zupełnie bez sensu. I jeszcze, że jedzenie dla jednej osoby w lodówce wygląda dość smętnie. Tak czy inaczej, fantastyczny komfort świętego spokoju, gdy jest potrzebny, bo akurat podjęło się głupią decyzję i nie ma się ochoty o niej dyskutować ze światem, rekompensuje tę samotność, a i przyjmowanie gości jest bardzo przyjemnie. Tyle o mieszkaniu, więcej o dzielnicy. Zamieszkałam w podłej części miasta, która bardzo mi się podoba i trochę mnie to martwi. Janusz Głowacki pewnie napisałby w niej jakieś przyzwoite opowiadanie, zainspirowany ludźmi oraz okolicznościami, jak to robił w Nowym Jorku, ale ja, mam wrażenie, tylko obserwuję z rozdziawionymi ustami. Okolicę określiłabym jako specyficzną, ale to krzywdząco za mało. Ludzi jest dużo, głośno rozmawiają, śmieją się, dziewczyny głównie są w ciąży, a w niedzielne popołudnia jest czas na czilałty z piwem. Przy czym gdy przechodzę, panowie ściągają czapki i uprzejmie się kłaniają. Miejsce i ludzie wyglądają zupełnie inaczej niż reszta miasta, a brak ulicznych hałasów bardzo przypomina mi mój prawdziwy dom, co czasem bardzo się przydaje.
Ostatnio odwiedziła mnie moja przyszła współlokatorka. "Ja nie pierwszy raz zaczynam nowe życie, damy radę."

Uściski.

sobota, 3 września 2011

Leave me alone, I'm a twentysomething

Dorosłość jakoś nigdy nie przychodziła mi z trudem, a przynajmniej lubiłam tak myśleć. Szukanie nowego domu i pracy przyniosło jednak nieoczekiwane frustracje i oczywiste wnioski, że nie jestem uśmiechniętą panią na obcasach z "Twojego stylu", która pojechała do Hollywood, pracowała ciężko jako kelnerka, ale potem odniosła sukces. Jeżdżę często pociągami i zastanawiam się co z tymi, które sukcesu się nie doczekają i dlaczego o nich nie pisze się w gazetach, skoro są w większości. Jestem teraz kimś pomiędzy absolwentem socjologii z prowincji, którego nikt nie chce, a smętną, przygaszoną sobą, której chwilowo nastrój poprawiają krótkie wakacje i myśl, że to przecież normalne i, prędzej czy później, dopada każdego.

sobota, 9 lipca 2011

Przejmowanie się mam we krwi od zawsze. Kiedy w podstawówce ukradziono mi trzy złote łańcuszki, rozchorowałam się proporcjonalnie na trzy tygodnie. Kiedy robię coś na kilka dni przed wyznaczonym terminem, zamartwiam się, czy to nie za późno i czy na pewno zdążę. Przy okazji uspokajam cały świat i wszystkim ludziom powtarzam, żeby się nie spinali, podczas gdy to ja spinam się najbardziej. Miewam okresy, kiedy mi na krótko przechodzi, ostatni taki ponad rok temu, ale przejmowanie się wraca falami i naprawdę trzeba mnie doprowadzić do ściany, żebym w końcu odpuściła. To jest właśnie ten moment. Od dziś nie odbieram telefonów od idiotów, nieprzyjemne obowiązki wypełniam bez nerwów, ładuję akumulatory w głuszach i przeglądam magazyny lifestylowe w jasnych kolorach. Mogę też czasem coś ugotować lub z czegoś bardzo się ucieszyć. Udanych wakacji.

piątek, 10 czerwca 2011

22

Skończyłam dwadzieścia dwa lata. Mój wredny chłopak mówi, że to wiek poważny, ale on w ogóle jest strasznie stary, więc go nie słucham. Zobaczyłam rano w telewizji dziewczynę w koszulce z nadrukiem "Działka moje hobby" i przypomniałam sobie, że trzy lata temu dostałam na urodziny książkę o tym tytule, a darczyńca od dawna jest już byłym przyjacielem. Może to i lepiej, że nie jest mi smutno z powodu nadgryzienia zębem dorosłości, za to z powodu tych wszystkich byłych przyjaciół, których może nie ma aż tak wielu, ale i tak nie planowaliśmy nigdy, że będą byli. A jednak są, choć im nikt nie pozwolił, a wspólne nasze chwile wydają się teraz tak odległe, niepoważne, tak błahe, a przecież wcale nie były. Nostalgia jest jednak ostatnim, czego dwudziestolatka (mam tak zamiar mówić o sobie jeszcze przez osiem długich lat) potrzebuje na starcie urodzinowego weekendu pod znakiem wyjazdu, relaksu i dobrego jedzenia. Życzę więc udanego czerwca i żebyśmy w przyjaźni okazywali trochę więcej troski, uwagi i zrozumienia, nie tylko w dniach trudnych problemów i urodzin, ale przy przeciętnym piątku również.