sobota, 25 grudnia 2010

VL

Wprowadzając (nieświadomych) Państwa w nowości wydawnicze stycznia, zastanawiam się, czy ktoś dziś ogląda stare filmy. Nie, żebym się wywyższała, bo nie ma się czym chwalić, że w kinie na pokazie 3D nic nie widzę przez te okulary i boli mnie głowa, ale ja oglądam. Oglądam często moją ulubioną Vivien Leigh i wzdycham nad tą teatralną kinematografią, nad kobietami o porcelanowej skórze i pięknych kościach policzkowych, nad mężczyznami w wyprasowanych koszulach i nad dyganiem, gdy dama wejdzie do pokoju. I, naprawdę, dajmy już spokój "Przeminęło z wiatrem", bo może faktycznie przeminęło i, niesłusznie, zostało ikoną kojarzoną z banałem przez co traci na wejściu u dużej rzeszy potencjalnej publiczności. Ale kto widział "Tramwaj zwany pożądaniem" (i naprawdę genialny duet Leigh&Brando) lub "Annę Kareninę" i może powiedzieć, że to gorsze niż jakiś tam Avatar i niebieskie istotki? Nie wspominając już o źródłach tych filmów, czyli książkach. Zachwyt.

Zajęci są Państwo pewnie piernikiem i "Kevinem samym w domu". I słusznie.

Życzę wszystkiego dobrego na Święta, a w nowym roku niespożytej energii i świętego spokoju, do podziału. Ach, zapomniałabym. I miłości, bo z nią się wszystko udaje.

Ściskam