poniedziałek, 25 kwietnia 2011

niemanie

Nawet witamin nie umiem łykać regularnie, a co dopiero prowadzić bloga. Wydaje mi się w ogóle, że "prowadzić bloga" to określenie zupełnie niezdarne i nieadekwatne do tego miejsca, ponieważ trzeba mieć wtedy coś do powiedzenia, a ja mam bardzo rzadko. Nie mówię tego jednak z troską o siebie, przeciwnie, to niemanie niczego do powiedzenia zaowocowało niedawno tym, że tłumaczę na polski to, co inni powiedzieli, ale dawno temu i daleko stąd, przez co takich tłumaczeń u nas (jeszcze) nie ma. Ale będą, bo, jak wspomniałam, nie mam nic do powiedzenia.

Przyszłam tu jednak nie po to, by o tym mówić, ale dlatego, że wybieram się do Wilna. A skoro Wilno, to blogspot, to stukanie na klawiaturze na moim akademikowym łóżku, to podróż tak sentymentalna, że boję się reakcji Dawida, którego tam zabieram, na to, że będzie mnie wzruszać każdy krawężnik. Skoro Wilno, to Dalia, to Robert i jego chłopięco zmarszczone czoło, które uwielbiam. I mnóstwo ważnych rozmów oraz decyzji, które tam zapadną.

Na tę końcówkę Świąt i zbliżające się lato życzę samych radości. Obiecuję wrócić i mieć coś do powiedzenia.