piątek, 19 listopada 2010

Survival

Wypadało zapisać się na seminarium i zastanowić się nad tematem, więc to zrobiłam. Rozmyślań było niedużo, padło na poezję i Stany Zjednoczone, ale nie trudami dotyczącymi prac naukowych (przy czym ten przymiotnik jest tu mocno naciągany) chciałam się podzielić, a kilkoma uwagami na temat kanadyjskiego pisania i wykładania literatury na filologiach, jakkolwiek tendencyjnie czy górnolotnie by to nie brzmiało.
Przy okazji szperania w Internecie i bibliotekach w poszukiwaniu materiałów do pracy, zebrało mi się na wspominki o dr Rucie Slapkauskaite, uśmiechniętej blondynie i rewelacyjnym naukowcu z Litwy, fascynatce literatury kanadyjskiej. Co więcej, przypomniały mi się wszystkie proponowane przez nią na zajęciach teksty, od celebrytki Atwood do kanadyjskich autorów litewskiego pochodzenia. Zatęskniłam od razu, bo doceniałam bardzo jej umiejętność przebicia się z tą prozą przez chaszcze Johnów Smithów, ludzi, myszy i szkarłatnych liter z USA, i tak przecież zdawkowo omawianych. Pomimo prostoty tematów i formy pomyślałam nawet, że miło byłoby pomęczyć się z pracą właśnie z literatury kanadyjskiej. Później pomyślałam, że musiałabym przekonać, a potem przekwalifikować mojego promotora i mi się odechciało. Nie jestem pewna, czy przeszkodą jest tylko mój uniwersytet, czy tę dziedzinę, niesłusznie, traktuje się po prostu po macoszemu.

Ze spraw bieżących: słuchałam dziś rosyjskiego disco i upiekłam pączki. To będzie dobry, choć singielski, weekend.