piątek, 28 stycznia 2011

Tak się szczęśliwie złożyło, że ukazały się "Usta Vivien Leigh". Różne rzeczy o tej książce słyszałam, na przykład, że trąci lolityzmem, feminizmem, erotyzmem, jest romantyczna, ironiczna, że jest książką dla kobiet, że jest książką dla mężczyzn, że jest debiutem przedwczesnym, że jest debiutem w sam raz. I choć pewnie dużo w tym wszystkim racji, to ja lubię myśleć, że to książka o radości. Z dorastania, z kobiecości, z miłości albo z niczego. Z tego też, na przykład, że bohaterka dała radę, mimo że tak łatwo nie było. Lubię tak myśleć i wolę, by mnie nie wyprowadzać z błędu. Mam taką nadzieję ( i przyniosłoby mi to najwięcej satysfakcji), że każda kobieta po przeczytaniu pokiwa lekko i ze zrozumieniem głową mówiąc "Nooo, w sumie racja."

Zapraszam i polecam, na przykład
tu.