poniedziałek, 31 maja 2010

31. maja

Oficer fińskiej armii siedział trzy metry dalej i jadł bułkę z szynką. Szeleściłam notatkami, a on powiedział "We wtorek wyjeżdżam, wiesz?". Nie wiedziałam. Poszeleściłam jeszcze trochę i poszliśmy napisać jeden z jego ostatnich egzaminów. I było normalnie. Ani tego nie przeczyta, ani ja mu tego nie powiem, ale : dziękuję. Bez pytań za co.

I może jednak uda mi się spędzić urodziny w Rydze, zdać wszystko, co tam będą chcieli czy nauczyć się rosyjskiej gramatyki w wakacje. W związku z tym, że pozbyłam się ogromnego balastu martwienia się o wszystko (przynajmniej na razie), tylko nie o siebie, to jest mi dużo lżej, wręcz mgiełkowo i przyjemność sprawia mi każdy spacer, torebka z lumpeksu, czy obrazek starszej siostry uczącej pięciolatkę cyrylicy. No może jestem koszmarnie sentymentalna i czasem mnie od tego mdli, ale mi przejdzie. Poza tym w Wilnie trafił mi się bardzo fajny maj bez powodzi. A jeśli przetrwałam tu cały maj i wszystkie paskudztwa, które przyniósł, to po pierwsze mieszkam na Litwie już cztery miesiące, a po drugie, może być już tylko lepiej.

W przerwach między uczeniem się pójdę do kina i na polskie dyktando. o.

Apropos mgiełkowości, nowe odkrycie Wojtka, które od kilku dni nie opuszcza mojego winampa.


1 komentarz:

  1. za co?:)
    no właśnie, to chyba własnie tak jest, że my sę nie dziwimy temu Mickiewiczowi, że to wszystko takie "sielskie, anielskie", co?
    fajnie tak.

    OdpowiedzUsuń