piątek, 5 lutego 2010

Tata ma zawsze rację.

A przy okazji taty - zadzwonił dzisiaj i zdążył opowiedzieć o tym, jak spali z mamą w bagażniku opla wyglądając jak dwa owczarki niemieckie, które ktoś chce sprzedać na giełdzie w Zielonej Górze. Ale nie o tym chciałam. Będzie o Niemcach i o tym, że nigdy nie miałam historycznych uprzedzeń aż do dziś. Między mną a moimi współlokatorkami wywiązała się ostatnio rozmowa o tym, że wszyscy w Wilnie są ujmująco mili - zaczynając od rodowitych Litwinów, których gościnność i uprzejmość jest naprawdę rozczulająca (o czym pewnie jeszcze będzie dokładniej), a na uśmiechniętych Koreańczykach i sympatycznym Finie kończąc. No i dziś, po pierwszej lekcji litewskiego, zagadnęłam przyjaźnie spotkanego przypadkiem Niemca i zrobiłam to nawet nie najgorszą niemiecczyzną. Rozmowa była miałka, ale kleiła się, aż do momentu, w którym Niemiec zaczął natrętnie poprawiać moją wymowę. Ciśnienie mi się podniosło, więc jedyną rzeczą, jaką mogłam zrobić, to powiedzieć ponuro "Słubice", kiedy usiłował to wymówić. "Slubikie..., Sluce... Subie..."

Ale dość o Niemcach. Popołudnia i wieczory tu składają się też ze spacerów po Starym Mieście, wina w dobrym towarzystwie i długich rozmów wystukiwanych na klawiaturze późną nocą. Co nastraja mnie niezwykle pozytywnie, a będzie nastrajało jeszcze lepiej, kiedy to na początku marca będę miała komu to wszystko pokazać.

1 komentarz:

  1. piękny fragment o rodzicach. celny strzał w arogancki niemiecki tyłek. będę czytać częściej.

    pozdrawiam / weronika

    OdpowiedzUsuń